Czy można zaproponować też coś o Polsce? Tekst poniższy jest polskiego autorstwa i podkreśla zmienność polskiej polityki względem Niemiec wraz ze zmianą rządzącej partii politycznej.

Michał Kuź, komentator polityczny i naukowiec specjalizujący się w sprawach niemieckich, (tekst poniżej)  bada potencjalne skutki jednostronnych niemieckich zakładów politycznych w Polsce, sygnalizując kryzys w stosunkach dwustronnych.

Na kursie polityki zagranicznej niezmiennie polecam swoim studentom konkretny tekst Kai-Olafa Langa, wybitnego niemieckiego analityka specjalizującego się w sprawach polskich. Jego spostrzeżenia na temat stosunków polsko-niemieckich z 2004 roku są uderzająco aktualne także dzisiaj.

Lang przestrzega niemieckich polityków przed inwestowaniem wyłącznie w relacje z jedną frakcją polskiego krajobrazu politycznego. Przestrzega, aby nie zakładać, że Platforma Obywatelska (PO) będzie rządzić w nieskończoność lub że prawicowi konserwatyści po prostu znikną jak dinozaury. Według Langa, który pracuje dla think tanku SWP niemieckiego rządu, takie podejście przyniesie odwrotny skutek. Grozi to tym, że jedna strona uzna dobre stosunki z Berlinem za coś oczywistego, a druga, nieuchronnie przejmując władzę w systemie demokratycznym, stanie się silnie antagonistyczna wobec Niemiec.

To, co zawsze intrygowało mnie u Langa, to jego umiejętność oderwania się od naładowanej emocjonalnie natury dwustronnych stosunków polsko-niemieckich. Kiedy go kiedyś o to zapytałem, wyjaśnił, że jego analiza jest czysto profesjonalna, gdyż nie ma osobistych powiązań z Polską, gdyż urodził się daleko od granicy polsko-niemieckiej, bliżej Francji. Ten dystans ostro kontrastuje z zaangażowaniem emocjonalnym, które często wykazują mniej profesjonalni niemieccy analitycy, a którego motorem jest to, co sugeruje łacińskie wyrażenie „libido dominandi” („chęć dominacji”).

Ta refleksja nad starym tekstem Langa przychodzi mi na myśl, gdy obserwuję obecną politykę polskiego rządu i zaloty niemieckich dyplomatów i mediów do ekipy Donalda Tuska.

Z przykrością zauważam, że po tych stylach rządzenia i działaniach Niemiec ponowne normalizowanie stosunków polsko-niemieckich może zająć całe pokolenie. W społecznym odczuciu projekty strategiczne, takie jak centralny port lotniczy (CPK), polska energetyka jądrowa i zakupy broni z Korei, są poświęcane na rzecz dobrych stosunków z Berlinem.

Co więcej, entuzjastyczne reakcje niemieckiej prasy na dość ostre działania wobec opozycji oraz panegiryki wychwalające czystki w mediach publicznych prowadzone przez byłego ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza, oraz polityczne teksty zawierające mowę nienawiści mieszkającego w Polsce niemieckiego dziennikarza Klausa Bachmanna, tylko potęgują napięcie.

W tę narrację wpływają także kontrowersyjne wypowiedzi ambasadora Niemiec na temat „wzięcia odpowiedzialności” przez jego kraj za wschodnią flankę NATO oraz Donalda Tuska stojącego na baczność przed Ursulą von der Leyen, podczas gdy powinien był spotykać się z protestującymi rolnikami. Nie mówiąc już o pouczającym exposé Ministra Sikorskiego, który pouczał polityków opozycji, w tym prezydenta, że ​​Niemcy są naszym kluczowym sojusznikiem.

Rzeczywiście, obserwowane obecnie ożywienie w stosunkach polsko-niemieckich nosi znamiona działania nerwowego, wręcz neurotycznego. Obie strony desperacko starają się pokazać, że są przyjaciółmi, co często przypomina histeryczną przyjaźń. Jednak dla polityków konserwatywnego Prawa i Sprawiedliwości (PiS) i ich elektoratu staje się jasne, że nie mają oni w Niemczech realnych partnerów do poważnych dyskusji. To założenie o niezaangażowaniu świadczy albo o krótkowzroczności, albo o niezwykłej arogancji naszych niemieckich sąsiadów i wierze w ich nieformalną, ale w pełni skuteczną władzę.

W stosunkach dwustronnych silniejszy partner zawsze odgrywa większą rolę. Dlatego też nieuchronną katastrofę przypisuję przede wszystkim stronie niemieckiej. Chociaż polityka PiS wobec Niemiec również zasługuje na krytykę, czy dużemu krajowi, potrafiącemu utrzymywać relacje z wysoce kontrowersyjnymi postaciami, nawiązanie kontaktu z Jarosławem Kaczyńskim mogło być tak trudne? Tak czy inaczej, jako ktoś kiedyś zaangażowany w stosunki polsko-niemieckie, mam głębokie poczucie porażki i zbliżającego się kataklizmu.

Wielu członków polskiego społeczeństwa postrzega obecnie Niemcy jako kraj hamujący rozwój swojego narodu. Tymczasem większość niemieckich elit intelektualnych i społeczeństwa odrzuca wybory polityczne milionów Polaków.

To rozłączenie nie może się dobrze skończyć.

Po kadencji Tuska możliwe jest całkowite zerwanie wzajemnych relacji i powrót do tego, co można by określić, nawiązując do starego polskiego serialu, jako powrót do „najdłuższej wojny współczesnej Europy”.

https://rmx.news/commentary/looming-catastrophe-in-polish-german-relations/