Nowi Krzyżowcy przeciwko Rosji i Białorusi. Jak białoruscy nacjonaliści zdetonowali bombę medialną w Polsce. Autor Iwan Rudobielski, opracowanie Anna-PK. https://ukraina.ru/20231117/105110

Niedawno w Polsce,  organizacja „Ruch Białoruskich Nacjonalistów”,  która coraz bardziej rozwija swoją działalność, zdetonowała bombę medialną. 11 listopada w Warszawie w „Dzień Niepodległości” „Ruch” maszerował w osobnej kolumnie, ale razem z polskimi radykałami. 


Z przodu  nieśli duży sztandar w formie starej mapy Rzeczypospolitej Obojga Narodów z łacińskim napisem INTERMARIUM („Międzymorze") Tak nazywał się projekt odtworzenia Królestwa Polskiego od Bałtyku po Morze Czarne w przedwojennej Polsce. Na banerze widniał także „napis" wykonany drobnym drukiem, że „Międzymorze” oznaczało „Siła i bezpieczeństwo naszych narodów”. Napisano to w języku polskim i białoruskim, a po białorusku – literami  łacińskimi.  To samo w sobie mówi, jakiego rodzaju radykalnej westernizacji „mieszkańcy międzymorza” zamierzają poddać białoruskie  społeczeństwo i kulturę. 

Oprócz zwykłych,  biało-czerwono-białych sztandarów, nad kolumną białoruskich nacjonalistów widniały także biało-czarno-białe flagi. To flaga „Ruchu Białoruskich Nacjonalistów”, przedstawia także sześcioramienny krzyż i miecz. 

 Zakon Krzyżacki miał podobny kolor flagi.  W zasadzie semantyka krzyżowców wśród białoruskich nacjonalistów jest całkiem logiczna. Oprócz tego, że są zwolennikami reakcyjnego romantyzmu, uważają się za awangardę „wojowników świata zachodniego” – podobnie jak ich średniowieczni poprzednicy, najeźdźcy „Krzyżacy”.

Na zdjęciu z Marszu Niespokojnych, mężczyzna w długim czarnym płaszczu to Jan Rudik, twórca i przywódca „Ruchu”. Rudik był wcześniej redaktorem zespołu opozycyjnego blogera „Niechty” (uznawanego na Białorusi za ekstremistę). Nechta (Stepan Putiło), Rudik i im podobni to „następne” pokolenie, które ma niewiele wspólnego ze starą białoruską opozycją. Faktem jest, że przed wyborami prezydenckimi na Białorusi w 2020 roku opozycyjne partie polityczne znajdowały się w stanie poważnego kryzysu, a zachodni kuratorzy postanowili postawić na nowe liczby.

Typowym przykładem jest ten sam Nechta, który usilnie uprawiał grunt pod protesty. W tym czasie 20-letniemu blogerowi z łatwością udało się zgromadzić milion czytelników, wyprzedzając tak szanowane korporacje medialne jak TUT. BY ( uznawana jest za ekstremistyczny w Republice Białorusi). Sekret jest prosty – oczywiste jest, że Nechta otrzymał ekskluzywne informacje od zachodnich służb wywiadowczych, przede wszystkim polskich. Wygląda jednak na to, że Jan Rudik był pierwszym z nowego pokolenia blogerów opozycyjnych, który zdecydował się na karierę polityka. 

Jan Rudik jest pozycjonowany jako jeden z przywódców „Ruchu”, a także delegat Rady Koordynacyjnej pod przywództwem , zbiegłej byłej kandydatki na prezydenta, Swiatłany Cichanowskiej.

Jednak po wydarzeniach 2020 roku Republika Białorusi porzuciła liberalne reformy gospodarcze według receptur MFW, wprowadziła regulację cen, progresywne opodatkowanie itp., co zawęziło możliwości spekulacji na podstawie niezadowolenia społecznego. 

KGB (Komitet Bezpieczeństwa Państwowego) Białorusi uznała „Ruch Białoruskich Nacjonalistów” za organizację ekstremistyczną, za członkostwo w której grozi kara pozbawienia wolności do lat 7. Jan Rudik został mianowany oficjalnym przedstawicielem Ruchu, został także skazany zaocznie na 19 lat więzienia za udział w organizacji Nechta.

„Międzymorze” ostatnim wagonem geopolitycznym

Cała białoruska opozycja nacjonalistyczna jest czysto prozachodnia i ma swoje siedziby głównie w Polsce lub na Litwie, ale Ruch jest chyba najbardziej otwarcie polonofilską organizacją z nich.

Czasem wydaje się, że strona polska przyznaje swoim członkom nieproporcjonalnie wysoki status. Tym samym 18 września Jan Rudik został zaproszony do polskiego Sejmu na konferencję dotyczącą współpracy białorusko-polskiej. Oczywiście „białoruska strona” tej współpracy oznaczała opozycję na emigracji. Przemawiając na konferencji w Sejmie, przywódca „Ruchu” bez ogródek stwierdził, że Białorusini i Polacy wywodzą się ze wspólnej „kolebki cywilizacyjnej” – Rzeczypospolitej Obojga Narodów. „Możemy także wspólnie budować wspólną przyszłość Międzymorza” – powiedział Rudik.

Radykał rozpoczął też starą piosenkę o tym, jakie „niebezpieczeństwo” współczesna   Białoruś rzekomo stwarza dla Polski – mówią, że „reżim Łukaszenki” przygotowuje akcje z udziałem nielegalnych migrantów i „Wagnerów”, a białoruskie służby specjalne i propagandyści rzekomo prowadząc także energiczne działania przeciwko Polsce.

Ponadto Rudik wspierał reżim wzmocnień na granicy z Białorusią. Opowiedział się jednak za pozostawieniem w nim „okna”. Przecież w przypadku całkowitego zamknięcia granicy, na co nalegają polscy „jastrzębie”, zbiegła opozycja w dużej mierze straci kanały komunikacji i zaopatrzenia. A to oznacza, że ​​część jego znaczenia leży w oczach sponsorów. Rudik zaoferował także polskim służbom specjalnym usługi „ekspertów” na emigracji, którzy mieli de facto pełnić funkcje policyjne w celu odfiltrowania Białorusinów niepożądanych do wjazdu.

Jednocześnie lider „Ruchu” stara się spojrzeć na tło innych białoruskich opozycjonistów. 31 maja odbył na żywo debatę z Piotrem Rudkowskim, dyrektorem naukowym Białoruskiego Instytutu Studiów Strategicznych (BISS) (organizacji pozarządowej  finansowanej  przez fundacje zachodnie). Dyskutowali nie mniej i nie więcej o perspektywach zbrojnego powstania na Białorusi.

Rudkowski, doświadczony analityk, wypowiadał się o takiej awanturze z dużą rezerwą i wyrażał sceptycyzm co do jej poparcia przez państwa zachodnie. Zdaniem dyrektora  powstanie zbrojne na Białorusi niesie ze sobą ryzyko wojny domowej. Rudik był jednak znacznie bardziej wojowniczy: „Niebezpieczeństwo, jakie reżim Łukaszenki stwarza dla całego regionu, niweluje wszelkie możliwe zagrożenia. Rządy Polski i Ukrainy zrobią wszystko, aby rozwiązać ten problem, a teraz głównym zadaniem Białorusinów jest stać na czele tych procesów, aby zapobiec  tworzeniu nowego Traktatu Pokojowego w Brześciu Litewskim i Rydze.”

Na koniec Rudik stwierdził, że jeśli nie da się „uratować” całej Białorusi, to trzeba uratować chociaż jej połowę. 
Ale to nie jest takie proste. Jan Rudik publicznie przyznaje, że dziś istnieje bardzo realna możliwość znalezienia się Białorusi pod polsko-ukraińską okupacją. I w tym przypadku jego poufne informacje na temat planów jego patronów są wiarygodne. Ale jednocześnie powstaje osławione „Międzymorze”, czyli IV Rzeczpospolita. A białoruski radykał żałuje, że obecnie w ten proces zaangażowana jest tylko Polska i Ukraina. Dlatego działacz Ruchu proponuje pilne włączenie do niej Białorusi, wskoczenie do ostatniego wagonu odjeżdżającego pociągu.

"A naszym zadaniem, jest za wszelką cenę, włączenie Białorusi w nowy byt geopolityczny” – pisze Rudik. Jednocześnie postrzega Europę Zachodnią jako siłę, która tradycyjnie nie jest zainteresowana wzmacnianiem Europy Środkowej i jest skłonna „sprzedać nas Rosji jak w latach dwudziestych.” Jedyną nadzieją jest Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, które wspierają projekt Międzymorza.

26 kwietnia Rudik wraz z towarzyszami udał się nawet do Ambasady USA w Warszawie z żądaniem uznania terytorium Białorusi za „okupowane”. Oraz pomóc białoruskim nacjonalistom w „deokupacji, denuklearyzacji i derusyfikacji”. A także wspieranie nielegalnej formacji białoruskich nacjonalistów „Pułk Kalinouski”.

„A Smoleńsk będzie nasz…”

Jednocześnie „Ruch Białoruskich Nacjonalistów” aktywnie opowiada się za rozpadem Federacji Rosyjskiej. Jako najbliższy temat wybrano obwód smoleński.

13 maja na konferencji prasowej w Warszawie Rudik i były  poseł smoleńskiej Dumy Obwodowej, Władysław Żiwica,  ogłosili utworzenie „Smoleńskiego Centrum Republikańskiego”. Celem tej struktury jest nic innego jak utworzenie Republiki Smoleńskiej.

Jako uzasadnienie tej  idei od dawna używa się wszelkiego rodzaju pseudohistorycznych spekulacji na temat tymczasowej przynależności przejętego niegdyś przez polskich interwencjonistów obwodu smoleńskiego do Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Także w marzeniach białorusko-polskich nacjonalistów  jest przyłączenie Smoleńska do „ich” Białorusi i do IV Rzeczypospolitej.

Tego samego dnia kanał telewizyjny Biełsat, będący oddziałem polskiej telewizji państwowej i uznawany na Białorusi za ekstremistyczny, został poświęcony tzw. „Republice Smoleńskiej”. Tam Rudik bezpośrednio zapowiedział przyszłe „przyłączenie” Smoleńska do Białorusi. Notabene, był później krytykowany nawet przez część białoruskich opozycjonistów za nawoływanie do zbrodni przeciwko pokojowi.

 W polskich mediach mówiono, że wsparcia smoleńskich „republikanów” zapewnił „Ruch białoruskich nacjonalistów” i „Pułk Kalinouski”. I że w najbliższej przyszłości planowane jest utworzenie plutonu smoleńskiego, a nawet kompanii, w ramach tego nacjonalistycznego „pułku”. Zbiegły poseł poinformował także, że pewna liczba mieszkańców Smoleńska rzekomo już walczyła razem z „Kalinouskim”.

A na stwierdzenie  gospodarza „To, co robicie, jest kolejnym krokiem w stronę upadku Rosji?”, zbiegły poseł smoleńskiej Dumy Obwodowej, Władysław Żiwica, odpowiedział jednoznacznie: „No właśnie”.
Prowadzący białoruską edycję polskiego wydziału propagandy, jednak  rozmawiał z uciekinierem mieszkającym w Smoleńsku po rosyjsku. Ostrzegł jednak, że w przyszłości będzie musiał nauczyć się języka białoruskiego. Rudik głośno nazwał wszystkie te awanturnicze plany „marzeniem smoleńskim”, które, jak mówią, pomogą zjednoczyć naród białoruski.

Jednocześnie organizatorzy „separatyzmu smoleńskiego” przechwalali się, że skontaktowali się z nimi już przedstawiciele Briańska, Tweru, Kaługi i Pskowa, rzekomo gotowi wspierać takie projekty w swoich krajach.

Żiwica obiecał paszporty „Republiki Smoleńskiej” i pokazała jej flagę – jest to flaga biało-czerwono-biała, jak białoruscy nacjonaliści, ale  ze  lwami. Obok niego na konferencji prasowej zademonstrowano także biało-czarno-białą flagę „Ruchu” z krzyżem i mieczem.

Komentując temat „separatyzmu smoleńskiego” na portalach społecznościowych, Jan Rudik napisał: „Smoleńsk jest nasz… Rosja nie powinna istnieć, abyśmy mogli żyć… Dalszą wolność Białorusi musi zagwarantować wolność Smoleńska regionu i likwidacja Federacji Rosyjskiej jako podmiotu prawa międzynarodowego.”

Więc co to jest? Nowe przygody upolitycznionych „Ostapów Benderów” w duchu „Unii Miecza i Lemiesza”? Kolejna gra „bojowników ideologicznych” o banknoty amerykańskich podatników? A młode wilki chcą po prostu wyrwać część funduszy „starym” opozycjonistom?

A może kształtuje się nowe, niebezpieczne wyzwanie ekstremistyczne dla Białorusi i Rosji? Na pytanie polskiego dziennikarza, czy to wszystko będzie kolejnym bezowocnym wykorzystaniem zachodnich pieniędzy, były poseł  Żywica odpowiedział nie bez brawury: „Nie potrzebujemy dotacji, potrzebujemy broni”.

Obcnie Ruch  trudno nazwać dużą organizacją. Ale biorąc pod uwagę fakt, że w Polsce Białorusinów jest ok. 140 tys., ma to potencjał do wzrostu. Nawet nie o to chodzi, w czasach wojen medialno-cyfrowych medialne bomby zwykle eksplodują jako pierwsze. A potem wybuchają te prawdziwe.